Aktywiści Ostatniego Pokolenia, którzy przykleili się do drogi zostali wywiezieni osobnymi karetkami do szpitali psychiatrycznych. Zarzucają służbom przekroczenie uprawnień

Bocian
Bocian
Wydarzenia, wypadki, pożary i inne informacje z życia Warszawy oraz bliższych i dalszych okolic.
Interwencje
- Reklama -

Nie milkną echa protestów eko aktywistów z Ostatniego Pokolenia. Ci zarzucają służbom przekroczenie uprawnień, a wśród kierowców rośnie złość, kiedy stoją w potężnych korkach. Strażacy muszą ich odkuwać z drogi przy użyciu sprzętu burzącego.

W piątek, 9 maja 2025 roku, aktywiści klimatyczni z ruchu Ostatnie Pokolenie przeprowadzili kolejną blokadę w Warszawie, tym razem na trasie S8 w kierunku Marek, w rejonie wiaduktu przy ulicy Słowackiego. Około godziny 16:10 grupa 13 osób zablokowała skrajny oraz awaryjny pas jezdni, a dwie z nich przykleiły się do nawierzchni za pomocą silnego kleju, co uniemożliwiło ich szybkie usunięcie przez służby porządkowe.

W wyniku protestu utworzył się korek o długości około 15 kilometrów, sięgający węzła Konotopa. Policja początkowo odblokowała środkowy pas ruchu, jednak obecność przyklejonych aktywistów nadal powodowała znaczne utrudnienia. Na miejsce przybyły dodatkowe służby, w tym straż pożarna, która musiała użyć młota pneumatycznego, aby skuć asfalt i uwolnić protestujących. Po zakończeniu akcji ratowniczej osoby zostały przekazane zespołom ratownictwa medycznego, a służby drogowe naprawiły uszkodzoną nawierzchnię.

Podczas protestu doszło do incydentów z udziałem kierowców. Jedna z kobiet użyła gazu pieprzowego wobec protestujących, a inni próbowali samodzielnie usuwać aktywistów z jezdni. Ostatnie Pokolenie w swoim komunikacie podkreśliło, że podczas blokady doszło do agresji słownej oraz przemocy, a działaczki były szarpane i ściągane z jezdni siłą.

Ostatnie Pokolenie zabrało głos ws. ostatnich blokad

Od tygodnia Ostatnie Pokolenie blokuje warszawskie mosty. Przykleją się mocnym klejem do jezdni, żeby ich blokady trwały jak najdłużej. Przy ich odklejaniu funkcjonariusze policji oraz ratownicy medyczni zachowują się w sposób przekraczający ich uprawnienia oraz zagrażający bezpieczeństwu protestujących. Przez pięć dni działacze zdążyli zostać podduszeni, podtruci drażniącym rozpuszczalnikiem, a ich dłonie niemal zmiażdżone dłutem. Byli dodatkowo nielegalnie wywiezieni do szpitali psychiatrycznych.

Wyjście na ulicę to dla działaczy, zwykłych ludzi, często jedyny sposób wywarcia presji na polityków. Po roku protestów, gdy ich postulaty są wciąż ignorowane przez rząd, są zmuszeni do wywoływania coraz bardziej uciążliwych i dramatycznych zakłóceń. Polegają one na użyciu bardzo mocnego kleju wymieszanego z piaskiem. Ta mieszanka powoduje, że trudno jest odkleić osobę od asfaltu. Wobec tego policja podejmuje brutalne próby odklejania osób, oraz stosuje zagrażające zdrowiu i życiu metody ściągania ich z ulicy. 

W poniedziałek 5 maja, który zaczął się pokojowym, zgłoszonym marszem na Most Poniatowskiego, jeden z policjantów w trakcie ściągania działaczki z ulicy, chcąc ją szybciej odkleić złapał ją za szyję i zaczął podduszać . Aleksandra jest po wizycie na SOR-ze, ma opuchniętą krtań, trudności z oddychaniem i występuje u niej kaszel. 

We wtorek 6 maja policja użyła lotnych rozpuszczalników.  Rozpuszczalniki zostały użyte na skórze rąk protestujących osób, które były przyklejone do nawierzchni jezdni. Policja nie poinformowała protestujących pokojowo osób jakie substancje chemiczne zostały na nich użyte, nie uzyskała także ich pozwolenia, mimo że rozpuszczalniki nie wchodzą w zakres środków przymusu bezpośredniego. Zgodnie z opisem dwóch protestujących policjanci używali po kolei kilku rozpuszczalników. Są to substancje chemiczne nie dopuszczone do użytku na ludziach, mogą działać drażniąco na oczy i drogi oddechowe, i w kontakcie ze skórą, a przy długotrwałym kontakcie mogą powodować trwałe uszkodzenie narządów wewnętrznych. Dodatkowo substancje były wylewane w ogromnych ilościach na dłonie protestujących, kiedy oni byli szczelnie otoczeni parawanem policyjnym ograniczającym dopływ powietrza.

Jeden z policjantów użył także rozpuszczalnika Nitro wobec protestującego, bez jego zgody i bez zastosowania środków ostrożności. Rozpuszczalnik Nitro jest mieszaniną acetonu i toluenu. Działa drażniąco na skórę i oczy, ma działanie narkotyczne, może wywoływać zawroty głowy i senność, może wywoływać uszkodzenie narządów, a wdychanie przez drogi oddechowe może grozić śmiercią. Karta charakterystyki produktu jasno zakazuje użytku na skórę oraz wdychania, każąc w przypadku kontaktu ze skórą umyć dużą ilością wody z mydłem.

Z kolei w środę 7 maja dwóch protestujących, Andrzej Jurowski i Stanisław Kur także przykleili się mieszaniną kleju i piasku. Policja “odklejała” ich dłutem, ryzykując połamaniem kości i zmiażdżeniem palców. Policjanci argumentowali to tym, że nie chcą wycinać asfaltu i robić dziury w jezdni. Usłyszeli od ratowników medycznych, że kawałek ulicy jest ważniejszy od kawałka ich ręki. 

W środę oraz w piątek policjanci prawdopodobnie chcieli zatrzymać mocno przyklejone osoby na komendzie. Jednak nie mogąc znaleźć ku temu żadnej podstawy prawnej, zostali wywiezieni osobnymi karetkami do szpitali psychiatrycznych, pod absurdalnym podejrzeniem próby samobójczej. Jest to ewidentna forma represji. Jako przymusowi “pacjenci” nie mają żadnych praw ani możliwości skontaktowania się z bliskimi. Jednak środę w szpitalu wojskowym na Szaserów lekarka, która badała obu protestujących wydała opinię, że wszystko jest w porządku i wypuściła ich późną nocą do domu.

Zdajemy sobie sprawę, że kiedy używamy mocnego kleju, służby mają utrudnione zadanie. Jednak wciąż my mamy swoją rolę – pokojowo protestujemy, stosując obywatelskie nieposłuszeństwo przeciw napędzaniu zapaści klimatu. Policja również ma swoją rolę – usuwać nas z jezdni i wyciągać wobec nas konsekwencje prawne, jednak z zachowaniem naszego bezpieczeństwa! Dopiero w piątek policja zachowała się bezpiecznie. Wojtek i Milena, którzy byli przyklejeni mocnym klejem zostali wykuci młotem pneumatycznym razem z kawałkiem asfaltu. Naruszona została jezdnia, a nie ich dłonie czy drogi oddechowe. Kawałek asfaltu to chyba mała cena za możliwość uniknięcia zapaści klimatu za naszego życia – mówi Andrzej Jurowski, działacz, który mocno przykleił się do mostu w środę” – informują aktywiści z Ostatniego Pokolenia.

W poprzednim poście na FB pokazaliśmy, wam niemieckiego aktywistę, który przykleił się do drogi kilka lat temu i jakie skutki za sobą niesie klejenie się do asfaltu

Po raz kolejny apelujemy o nieprzyklejanie się do asfaltu, ponieważ niesie to za sobą poważne konsekwencje!

Wspólnie budujmy niezależne media!

Każdy, nawet najmniejszy wkład finansowy, pozwala nam na rozwój oraz podnoszenie jakości naszych materiałów. Dziękujemy!

- Reklama -
- Reklama -
- Reklama -

Podobne artykuły