Szopy na Bartyckiej i Grójeckiej -Warszawa ma nowy inwazyjny problem

Interwencje

Szopy pracze coraz częściej widać już nie tylko w lasach pod Warszawą, ale też na parkingach, osiedlach i nad Wisłą. Biolodzy ostrzegają, że ten inwazyjny gatunek może w krótkim czasie poważnie zaszkodzić nadrzecznym ptakom i stać się jednym z głównych problemów miejskiej przyrody. W tle toczy się spór, jak zdecydowanie reagować na jego ekspansję.

Szopy pracze przestają być w Warszawie ciekawostką z nagrań z fotopułapek. Coraz śmielej podchodzą pod bloki, chodzą po parkingach przy ul. Bartyckiej na Mokotowie i pojawiają się na drzewach przy ul. Grójeckiej, nie bojąc się ludzi ani samochodów.

fot. Leonel Ponce/ Wikimedia Commons

Pierwsze ślady szopów w rejonie stolicy notowano już kilka lat temu w Kampinoskim Parku Narodowym i nad Wisłą w okolicach Modlina, później zarejestrowały je fotopułapki w Lesie Bielańskim. Dziś zwierzęta widać już nie tylko w lasach, ale także w gęsto zabudowanych dzielnicach, gdzie swobodnie przeszukują okolice sklepów i śmietników. Ich zachowanie wskazuje, że są przyzwyczajone do miejskiego hałasu i światła oraz mogą być dokarmiane przez ludzi.

fot. Alex Lozupone/ Wikimedia Commons

Szop pracz pochodzi z Ameryki Północnej. Do Europy trafił głównie przez przemysł futrzarski w Niemczech, skąd stopniowo rozprzestrzenił się na wschód, także do Polski. Dziś jest uznawany za inwazyjny gatunek obcy, którego nie wolno legalnie trzymać w domach ani rozmnażać, a służby powinny ograniczać jego liczebność. W Niemczech co roku zabija się dziesiątki tysięcy szopów, w Polsce na razie skala działań jest mniejsza, choć gatunek jest łowny przez cały rok.

fot. Sarah Sapp/ Wikimedia Commons

Największym problemem jest wpływ szopa na przyrodę. Dzięki sprawnym, palczastym łapom łatwo wspina się na drzewa, świetnie pływa i dociera do nadrzecznych wysp oraz dziupli. Może plądrować gniazda, zjadając jaja i pisklęta, co jest szczególnie groźne nad Wisłą, gdzie gniazdują mewy i duża część europejskiej populacji rybitwy białoczelnej. Dodatkowo szop przenosi niebezpieczne choroby, m.in. wściekliznę, bąblowicę i pasożyty, których larwy mogą atakować układ nerwowy zwierząt, a w rzadkich przypadkach także ludzi.

fot. Darkone/ Wikimedia Commons

W miastach szopy szybko uczą się korzystać z łatwego pożywienia. Rozpracowują zamknięcia pojemników na śmieci, potrafią dostać się na strychy i poddasza, gdzie zakładają legowiska, powodując hałas i nieprzyjemny zapach. Badania wskazują, że populacje miejskie stopniowo różnią się od leśnych, a u osobników żyjących w miastach widać cechy sprzyjające życiu blisko ludzi, jak mniejsza płochliwość i większa „łagodność”.

Przyrodnicy i służby mówią o potrzebie systemowego działania: monitorowania stanowisk szopa, stosowania pułapek, wykorzystania dronów z kamerami termowizyjnymi oraz skutecznego odławiania. Jednocześnie zwracają uwagę, że sympatyczny wygląd zwierząt sprzyja ich dokarmianiu i utrudnia społeczną zgodę na redukcję. Wszystko wskazuje jednak na to, że bez zdecydowanych kroków szop pracz stanie się stałym mieszkańcem Warszawy – tak samo obecnym jak dziki, lisy czy wrony, ale znacznie groźniejszym dla nadrzecznych ptaków i miejskiego ekosystemu.

Wspólnie budujmy niezależne media!

Każdy, nawet najmniejszy wkład finansowy, pozwala nam na rozwój oraz podnoszenie jakości naszych materiałów. Dziękujemy!

Podobne artykuły