Wtorkowy wieczór, 29 lipca, zakończył się tragedią na plaży nr 16 w Mielnie – 47-letni Przemysław z Mszczonowa (woj. mazowieckie) utonął, ratując dwóch synów porwanych przez wzburzone fale Bałtyku.
Rodzina przyjechała nad morze na wakacje. Gdy około godz. 20 na kąpielisku powiewała czerwona flaga, ojciec i dwaj synowie – 21-latek i 16-latek – zdecydowali się wejść do wody. Warunki były skrajnie niebezpieczne: silny wiatr, prąd wsteczny i metrowe fale, a ratownicy wodni zakończyli już służbę.
Jak relacjonowali świadkowie cytowani przez „Głos Koszaliński”, ojciec w ostatnich minutach życia wyprowadził starszego syna do falochronu, a młodszego odepchnął w stronę brzegu, skąd chłopca wyciągnęli plażowicze. Sam jednak opadł z sił i zniknął pod powierzchnią.
Na alarm zareagowały cztery zastępy straży pożarnej, Specjalistyczna Grupa Ratownictwa Wodno-Nurkowego, ratownicy WOPR i jednostka SAR. Utworzono tzw. łańcuch życia, wykorzystano kamerę termowizyjną. Około 20 minut po zgłoszeniu nurkowie odnaleźli nieprzytomnego mężczyznę. Półgodzinna resuscytacja nie przywróciła czynności życiowych.
Prokuratura Rejonowa w Koszalinie wszczęła postępowanie, które ma wyjaśnić okoliczności utonięcia. Rzeczniczka prokuratury prok. Ewa Dziadczyk poinformowała, że sekcja zwłok ma potwierdzić mechanizm śmierci.
Przemysław osierocił czworo dzieci – 5-, 16-, 18- i 21-letnie – a jego żona jest w ciąży. Przyjaciele rodziny uruchomili internetową zbiórkę. W ciągu trzech dni darczyńcy wpłacili ponad 220 tys. zł. W pomoc włączył się również były rzecznik Komendy Głównej Policji Mariusz Ciarka, który w mediach społecznościowych zaapelował o wsparcie: „Zginął mój dobry kolega, ratował synów – wesprzyjmy rodzinę”.
Tragedia w Mielnie wpisuje się w czarną serię utonięć nad Bałtykiem tego lata. Ratownicy przypominają, że czerwona flaga oznacza bezwzględny zakaz kąpieli. Wysokie fale i prądy wsteczne mogą w kilka sekund odebrać możliwość powrotu na brzeg nawet dobrym pływakom.