Tajemniczy zamach na Artura G. „Kręciłapkę” vel „Arturas”: dwa podejścia, jeden finał

Interwencje
- Reklama -

W świecie, gdzie porachunki są codziennością, „Kręciłapka” stał się celem bezwzględnych zamachowców. Dwa podejścia do jego eliminacji ujawniły zarówno brawurę, jak i precyzję działań przestępców. Pierwsza próba zakończyła się fiaskiem, lecz druga doprowadziła do tragicznego finału.

Fot. Miejski Reporter

Kim był „Kręciłapka”?

Artur G. był postacią kontrowersyjną. Pasjonował się sztukami walki i w tej dziedzinie uchodził za mentora. W domu miał zamontowany worek treningowy i regularnie uczestniczył w „rozkminkach”, gdzie wyjaśniał konflikty prawem pięści. Mówiło się, że zawsze nosił przy sobie duży nóż. W młodości miał na koncie napaści rabunkowe i chuligańskie ekscesy. Krążyły też pogłoski o jego związkach z handlem narkotykami i powiązaniach z mafią pruszkowską.

Pierwsza próba: Nieudana eksplozja pod samochodem

Kilka tygodni przed ostatecznym zamachem sprawcy podłożyli ładunek wybuchowy pod białego mercedesa „okularnika” należący do „Kręciłapki”, licząc na szybkie i efektowne rozwiązanie. Jednak mechanizm zawiódł – czy była to awaria zapłonu, czy niewłaściwe obliczenie momentu detonacji? Do dziś pozostaje to tajemnicą. Pewne jest jedno: „Kręciłapka” wyszedł z tego zdarzenia cało, choć z pewnością stał się bardziej ostrożny.

Druga próba: Śmiertelny wybuch na Jagiellońskiej

Jeśli pierwsza próba była nieudana, to druga została wykonana z perfekcyjną precyzją. To był poniedziałek, 21 lipca 1997 roku. „Kręciłapka” odwiedzał dom swojej matki przy ulicy Jagiellońskiej 22, nie zdając sobie sprawy, że jego przeciwnicy nie dadzą mu kolejnej szansy.

Fot. Miejski Reporter

Ładunek wybuchowy, zawierający około pół kilograma materiału, został umieszczony w skrzynce elektrycznej w bramie budynku. Podobno wcześniej stała w tym miejscu Nyska łączności i coś majstrowano przy skrzynce z elektrycznością. Gdy Artur G. zbliżył się do wejścia, nastąpiła eksplozja. Potężna fala uderzeniowa rozerwała go na strzępy, niszcząc część budynku i wyrzucając silnik z zaparkowanego obok mercedesa dostawczego. Świadkowie opowiadali, że przy boku ofiary znajdował się duży nóż przypominający bagnet, a na szyi wisiał medalik z wizerunkiem Maryi. Na plecach miał wytatuowany napis, że jest nie do zabicia. Noga oderwana od ciała leżała po drugiej stronie ulicy, a największa część ciała znajdowała się obok samochodu cinquecento.

Kto za tym stoi?

Kim byli sprawcy i dlaczego „Kręciłapka” stał się ich celem? Tego nigdy nie wyjaśniono. Czy pierwsza próba była ostrzeżeniem, czy po prostu nieudanym zamachem? Choć o ofierze krążyło wiele historii, jedno jest pewne – zamachowcy tym razem dopięli swego.

Zamach na „Kręciłapkę” to kolejny dowód na to, że w świecie, gdzie rachunki wyrównuje się trotylem, ostrożność nigdy nie jest wystarczająca. Tym razem egzekutorzy nie popełnili żadnych błędów.

Nie przegap najważniejszych wiadomości!

Obserwuj Miejskiego Reportera na Google News

- Reklama -
- Reklama -
- Reklama -

Podobne artykuły